Pogrzebana tajemnica - cz. I
Czasami
uwolnienie tajemnicy to najsmakowitszy kąsek, jaki człowiek może skonsumować za
życia. Niekiedy jednak - jej pogrzebanie.
Rzekłbyś,
że kot to istota samotnicza, wałęsająca się nocą po zakamarkach, odważnie
wskakująca na szafki w bliżej nieokreślonym celu. Może chce ten zionący
miękkością zwierz poczuć się jak król i posiedzieć na wysokim tronie lub mieć
lepszy ogląd gestaltu twojego
mieszkania. Pragnie wiedzieć, ile ameb czy pantofelków pałęta się obecnie na
każdym kafelku podłogi i z pantofla od Ciebie nie dostanie, bo to zdrowe
podejście kota-gospodarza. Nie ma kota, pantofelki harcują, się mawia.
Lecz
kot to terapeuta idealny i nie chodzi tylko o przyjemność dotyku. Jedna się z
Tobą, jak nikt inny na tym padole łez, choć czyni to na dystans i bez słów. Ciągle
Cię obserwuje, nawet gdy wzrok zwrócony ma w przeciwnym kierunku. W futerkowym
owalu osadzonym na końcu elastycznego kręgosłupa zachodzą rozliczne procesy
analizy. Znany jest przypadek pewnej kobiety, której kot cięciem pazura wyjął z
palucha stopy drzazgę. Koty widzą i czują więcej, niż nawet możemy sobie
wyobrazić, futerkowy owal to nie w ciemię bity zbitek atomów. I do tego
słodziutki.
Kot
leczy nie tylko ostrością pazurów, ale i błyskotliwością wyczucia. I taka też
lecznicza osobliwość zadziała się właśnie w pewnym pokoju studentki. Kamila
leżała na łóżku, w swym domu rodzinnym, pięścią włożoną do ust rozsadzając
sobie czaszkę. Koc opatulał swą miękkością, dziewczyna nie mrugała i tonęła w
ciemnościach. Kociak domowy zeskoczył z tronu szafki i całym sobą wtulił się w
całą nią, futro rozpłaszczało się na skórze. Razem, osadzeni w komorze
ciemności, pokoju, który był tylko cząstką ciemności ogólnej, nocy, która
świergotała wraz ze świerszczami za oknem.
Zapomniała
zapalić światła. Włącznikiem naściennym jak i również tym osadzonym w którejś
komorze serca. Na stoliku parowało kakao, które świadomość również odsunęła
poza obszar uwagi. Przyrządzone, aby uśmierzyć nerwy, lęk, rozterkę, zgasić swą
ciekłą ciepłotą ogień wewnętrznego rozklekotania, lecz... co one, czarne,
trochę oleiste, mogło zdziałać? Kakao i jego ciekła ciepłota wraz z ciepłą
ciekłością to po prostu plazma.
Plazma
rozkoszy – tak zawsze sądziła Kamila. Uważała, że kubkiem słodyczy odsunie od
siebie każde zmartwienie. Aż do tego cholernego wczoraj. Do tego dnia, w którym
wszystko zjebała. Jebana jemioła, to od niej wszystko się zaczęło, od takiego
przebrzydłego pasożyta. Spalić to gówno, żeby nawet igiełka na powierzchni tej
ziemi się nie ostała!
Wisiała
tam, ta cholerna jemioła, pośród zapachu choinek, mięs i słodkości, targana
wicherkiem, szurając igiełkami o drewnianą ściankę jednej z bud rozmieszczonych
na jarmarku świątecznym. A pod gałązką stał chłopak i popijał grzańca, cały w
rumieńcach i cały w przystojności ogólnej. Ostrym nosem celował cały czas w
Kamilę, gdziekolwiek się nie udała. Poszła zjeść golonkę (niebyt dobra) – nos
nakierowany. Skoczyła do budki z artystycznie zdobionymi portfelami – nos
nakierowany. Tam akurat zmierzyła swe kroki tylko po to, aby sprawdzić, czy nos
będzie podążał, buda akurat stała po drugiej stronie względem golonkowej, więc
okazało się to dobrym manewrem badawczym. No podążał, śledził.
Dwa
dni do wigilii, czemu by sobie nie zafundować małego prezenciku. Łukasz na
pewno się nie dowie. Przecież czego oczy nie zobaczą, to serca nie zaboli.
Zważyła
portfel w dłoni, podrzuciła, nos śledził każdy ruch, każdy podryg energii z jej
strony. Odłożyła schowek na pieniądze, odgoniła nachalną sprzedawczynię krótkim
frazesem i zbliżyła do ostrości nosa, który poniekąd wbił się w serce.
–
Dobra była ta golonka? – Nos wynurzył się z kubka, a usta wygięły w uśmiechu.
–
Nie bardzo. O wiele bardziej lubię przystojne nosy.
–
Cha! To zrozumiałe. Chcesz to możesz usmażyć mój i zjeść.
Śmiech
z obydwu stron rozluźnił ciała.
–
Więc uważasz swój nos za przystojny?
–
No ba. Dlaczego inaczej zanurzałbym go w kubku? Ja jestem tak przystojny, że
zdaję się pić samym nosem. Wino dociera nawet do zatok, to nowy wymiar
alkoholizmu.
–
Przemawia przez ciebie fetysz nosowy. Skupiasz się tylko na przystojności tej
części ciała, a co z resztą? Masz jeszcze coś równie ostrego jak ten nochal w
zanadrzu?
–
Mam tak ostry nos, proszę ja ciebie, że w wiele rzeczy mógłbym się wbić, mógłby
służyć nawet jako szpikulec do lodu. Ale jestem osobą, która zdaje się mieć
inne rzeczy, którymi można się w coś... no tak jakby wbić.
–
Na przykład?
–
Choćby łokieć. Chcesz łyk wina? – Podsunął kubek.
–
A dobre chociaż?
–
Sama oceń jego strawność.
Napoiła
się wyskokowym trunkiem i zarumieniła. Teraz połączyło ich już coś więcej niż
tylko dialog.
–
Jemioła... – mruknął i cmoknął. Pocałunek soczysty, ale prawie wydłubał nosem
oko lubej.
–
Jedziemy do mnie? Mam fajną kolekcję płyt Modern
Talking.
Kamili
szczęka opadła, uwielbiała ten anielski zespół. Co więcej nosowy chłopak
posiadał włosy podobne do blondyna. I całował jak heros, dotyk jego ust przenosił
w trzewia nieopowiedziane nigdy historie o mężnych wyczynach i ratowaniu
ludzkości przed zagładą. O rzeczach naprawdę istotnych.
Po
drodze chłopak wypytywał o różne rzeczy, a Kamila odpowiadała i obserwowała,
jak z ust wydobywają się kłęby pary. Czasami ich pary scalały się w jeden byt,
to ciekawa, kusząca obserwacja. Kamila powiedziała, że jest zawziętą kociarą i
kocha łyżwy.
–
Długo jeździsz? Pasujesz mi na wyścigi. Wyścigi, zgadłem?
–
Nie. Uprawiam łyżwiarstwo sportowe. Aktualnie poszukuję partnera, mój poprzedni
wyjechał do Rosji.
–
To świetnie się składa, bo ja też! Jeżdżę od dziecka.
–
Daj mi numer, to się może po świętach zgadamy. Ja jeżdżę od czasów
nastoletnich. Mówią, że mam dar do łyżew, trener powiedział, że coś mnie
ciągnie do ostrych rzeczy, jak płozy choćby. Jak... twój nos choćby... – Głos
zmiękł, kolana się ugięły, gdy spojrzał.
Zaczęli
się rozbierać na klatce schodowej i gdy wpadli do mieszkania, właściwie byli
już w negliżu. Tego popołudnia sąsiedzi musieli się nasłuchać wielu
interesujących odgłosów. Od chuci popękały ściany i akwarium, choć to ostatnie
strąciła chyba ręka Kamili w miłosnym uniesieniu. Machnęła ramieniem, by
drapnąć w klatkę kochanka, ale ręka przeleciała, bo ten akurat cofnął
spazmatycznie tors. Zdarza się.
–
I jak? Mój nos się sprawdził? – Palił skręta, gdy już po wszystkim leżeli pod
kołdrą.
–
Było ostro. Dosłownie. Prawie straciłam oczy... – Zaśmiała się. – ...ale warto
było!
Wziął
gitarę spod ściany. Grał i śpiewał.
Czego
szukam?
Czego
szukam jak szalony?
Gdzie
jest mój dom?
Ciągle
pytam ludzi.
To
właśnie ta piosenka sprawiła, że zapragnęła zdradzić mu swój sekret. Wtuliła
się w las na klacie kochanka i skubała jego włoski, pragnąc rozochocić, a może
uspokoić?
–
Wiesz, jestem z furries.
–
Mój nos, choć nie wiem jak ostry, tutaj okazuje się trochę tępy. Nie wiem, o
czym mowa.
–
Tak jakby... nie czuję się do końca człowiekiem.
–
Wow. Zaskoczyłaś mnie. To czym jesteś? Marsjanką? A, nie... wy jesteście z
Wenus.
–
Chodzi o to, że my, furries, czujemy się do pewnego stopnia jakimś zwierzęciem.
No, ja nawet czuję się kotem nawet w procentach około osiemdziesięciu.
–
Nieźle liczysz, skoro takie coś potrafisz wyliczyć. Masz bardzo duże poczucie
własnego jestestwa, doceniam.
–
Naprawdę? – Przytknęła dłoń do serca. Czyżby spotkała właśnie swego przyszłego
męża?
–
Mhm. Czyli jesteś kotem. Ale masz zjebany mózg, to mnie nakręca. Chcę byś była
moją seks niewolnicą, pasuje ci taki układ?
–
Hm, a jakie usługi wchodzą w pakiet niewolniczy? Albo raczej, co będziesz ze
mną robił?
–
Trzymanie w piwnicy, wiązanie, seks i karmienie paszą. A, nie, sorry, kocią
karmą. Zawsze koty mieszały mi się z koniami.
–
Końmi.
–
Właśnie. Oba zaczynają się na ko. A,
no i wszystkie sesje seksualne nagrywam kamerką. – Wgniótł skręta w
popielniczkę na szafce nocnej. – Dobra, to przebieraj się za seksi-kotkę i
lecimy drugą rundkę. Tym razem z taśmą.
Wstał,
podszedł do kąta, szeleścił jakimiś workami, rozrzucając na boki i wyjął
stamtąd statyw i kamerę, ustawił tak, by obejmowała łóżko.
–
Ty z tą kamerą serio? – Kamila zasłoniła się kołdrą.
–
No jasne. Różne stroje mam tam, w schowku. – Wskazał. – Bierz kotkę i lecimy z
koksem. Jak się dobrze sprawdzisz, posłuchamy sobie potem Modern Talking.
Kamila
skubała wargę. Może to właśnie otwiera się przed nią przygoda życia. A co jeśli
to zwykły zboczeniec? Zboczeńcy zawsze trochę ją... fascynowali. Ach, co tu
zrobić, co tu zrobić? Skubała wargę, palce pracowały coraz szybciej, a gdy one
zamarły, usta ożyły i wygięły się.
Pięść
wsadzona w usta rozsadzała czaszkę. Jak mogła się na to zgodzić. Dalej leżała
wtulona w kota w ten wieczór przedwigiljny, wspominając zajścia wczorajszego
dnia.
Koleś
okazał się szantażystą i do tego złodziejem. Założył maskę – już to powinno
wzbudzić podejrzenia – zrobili swoje, bardzo osobliwe łóżkowe swoje, a potem
zabrał jej telefon. Powiedział, że roześle filmik do wszystkich znajomych,
włącznie z potencjalnym chłopakiem. Nie mogła się mierzyć siłą z tak długim
nosem, ktoś o tak ostrym nosie, dysponuje ponadprzeciętną tężyzną fizyczną,
przecież takich podstaw nawet w szkole uczą, tej miernej placówce edukacyjnej,
z której niewiele wynosisz pożytecznego – ale to już materiał na cały cykl
powieściowy. Zamarła więc i ze szlochem uciekła, roztrząsając w głowie, jakim
cudem jako biedna studentka na utrzymaniu rodziców wykołuje tysiąc zielonych
miesięcznie.
Jednak
stało się coś niezmiernie przyjemnego, tu, w pokoju, w ciemności. Futerkowy
owal towarzysza zaczął wibrować, przekazywał energię drgań i w tych drganiach
Kamila rozpoznała wiadomość.
–
Co, co mówisz, maleńki? – Przytknęła ucho do miękkiej główki mruczącego
kompana. – Ach! To wspaniałe, kicia!
Wyskoczyła
z kołdry i pognała po schodach na dół do kuchni, tam od razu powitał ją głos
mamy:
–
Kamila, nie słyszałaś mnie? Jest jeszcze sporo pierogów do ulepienia, wołam cię
od kwadransa.
–
Zaraz pomogę, ale czy mogłaby mi mama pożyczyć telefon na chwilę?
–
Nie masz swojego?
–
Rozładował się i nie mogę znaleźć ładowarki. – Lisek spryciulek.
–
Bierz, dziecko, ale za minutę masz mi pomóc.
Kamila
złapała urządzenie w swe lisie łapki i pobiegła do salonu, wskoczyła na fotel.
Tata klikał sobie w laptopie, zdjął na chwilę okulary i przyjrzał się córce.
–
Co ty taka radosna? Łukasz pewnie napisał ci coś przyjemnego. Zaraz, to telefon
mamy?
–
Yhm.
Napisała
wiadomość do szantażysty, pukając ekran dotykowy, przepraszam, pukając w ekran
dotykowy sprawnie niczym haker. Dostała numer, kiedy jeszcze nie wiedziała, z
kim ma do czynienia i zmierzali do kwatery oddać się uciechom cielesnym.
Słuchaj, jeszcze nie mam tysiaka,
ale chcesz może pojeździć ze mną jutro na łyżwach? Poćwiczymy sobie parę skoków
w wigilijny poranek. Wiesz, mnie nawet kręcą szantażyści, tak jak ciebie choćby
furries, co niedawno odkryłeś ;) A zboczeńcy to już w ogóle mój konik,
fascynacja na całej linii. Zgódź się, to rozkaz, buziaczki.
Oderwała
się od ekranu i przycisnęła telefon od piersi. Wtedy dostrzegła w kącie skuloną
Natalię, siostrę. Kucała przy spojeniu ścian z założonym garnkiem na głowę,
plecami do nich. Kamila się zmarszczyła.
–
Co Nati tam robi?
Tata
wzruszył ramionami.
–
Kiwa się tak tam od wczorajszego wieczora. Kto ją tam wie, co chodzi jej po
głowie.
Do
salonu wsunęła się głowa mamy.
–
Kamila, ile jeszcze mam czekać? Z Natalii nie ma żadnego pożytku. Pierogi same
się nie ulepią, a wigilia nie jest łaskawa. Natychmiast do kuchni.
Dźwięk
SMS-a! Kamila otworzyła wiadomość.
Ok.
Komentarze
Prześlij komentarz