Pogrzebana tajemnica - cz. II


Tej nocy nie mogła spać. Wierciła się w pościeli i z każdym podrygiem ciała usta wysychały coraz mocniej. Wreszcie zdecydowała zejść do kuchni, by napoić organizm. Mijając salon, znów zauważyła Natalię skuloną w kącie. Kiwała się nieustannie.
Gul, gul, gul. Otarła usta, wyjrzała przez okno na gwiazdy, wróciła w ciepło wyrka. Ale znów ekscytujące myśli nie dawały spokoju. Spojrzała na kota, który obserwował ją z podłogi. Podziękowała mu skinieniem głowy, wibracje, które dziś niosła główka zwierzęcia były śpiewem mędrca.
Znów zaschło w ustach. Wzięła ze sobą tablet, żeby tym razem poświecić sobie po drodze. Schodziła cicho po stopniach, aby nie zbudzić rodziców. Zajrzała do salonu, chcąc pośmiać się z pleców Natalii, ale siostra musiała wyjść z kąta. Cóż, każdego w końcu zmorzy senność.
W kuchni nalała wody do szklanki z filtrowanego dzbanka. Ponownie wyjrzała na nocne niebo. Perseusz obok Andromedy. Ciekawe czy Andromeda też trafiła na takiego szantażystę? Możliwe, że...
Coś złapało Kamilę za bark! Odwróciła się i ujrzała twarz trupa!
– Nudne rozmowy dorosłych! Nudne rozmowy dorosłych! – zawodził trup, którym była Natalia. Otarła gile spod nosa, kucnęła i zaczęła się bujać. – Nie chcę, nie chcę... – teraz już szeptała. – Znowu wigilia, znowu będą musiała słuchać tych nudnych rozmów.
– Natalia... aż tak to przeżywasz? Zawsze wigilia była dla ciebie ciężka, ale... możesz przecież odpalić sobie telefon i coś poczytać, na przykład sztukę Sieciecha o gwiazdeczce k-pop. Dobrze, żebyś poznała scenariusz. W styczniu macie nagrywać.
Widmo Natalii uniosło głowę i spojrzało na siostrę otworami smutku.
– Zabronili mi, ro-dzice. – Ledwo przeszło przez gardło.
– W sensie wyjmować telefonu? Och, to gorzej. Ale powiedz mi, wzięłaś leki?
– Wzię-łam.
– A ten garnek na głowie? Czemu właściwie ciągle go nosisz?
Natalia otarła łzy i uśmiechnęła się.
– Broni mnie przed falami elektromagnetycznymi. Przed duchem świąt, który wszędzie się teraz unosi. Nie dostaną mnie. Na pewno nie żywcem, oj nie... nie, nie, nie... – Skurczyła się jak gremlin, charczała, gdy kleciła słowa, i udała się zgarbiona do salonu. Pewnie się pokiwać.
Kamila wzięła łyk wody.
– Spokojnie, siostro – szepnęła. – Te święta nie będą takie jak inne. Może będzie to subtelna i drobna zmiana, ale wierzę, że to pomoże ci stanąć na nogi. Przełamać traumę wigilii, ujrzeć w tym coś pięknego. Tak, ja przyniosę to piękno, dwie pieczenie na jednym ogniu, już niedługo, zobaczysz. – Obróciła raptownie głowę ku niebu za oknem. – Zobaczysz.
Poszła na schody, skrywając w sercu wiele nadziei...
– Nudne rozmowy dorosłych! Nudne rozmowy dorosłych! – Natalia obłapiła ją w pasie, wyskakując zza krawędzi ściany i łkała, tuląc się, szukając pomocy, pragnąc oswobodzenia z oków świątecznych obowiązków i formalnych spotkań.
– Spokojnie, dzidzia. Masz, weź mój tablet na tę noc. Pograj sobie w Pou. No, grzeczna dziewczynka. – Zdjęła siostrze garnek z głowy i zaczęła głaskać.
Natalia otwarła usta i wpatrywała się w niebieski ekranik. Cyfrowa poświata naznaczała twarz pewną nadzieją i ciepłem. Powoli kucnęła, siadła po turecku i dalej wgapiała się w urządzenie, trzymając je kurczowo w obu dłoniach.
Kamila pogłaskała siostrzaną główkę jeszcze raz.
– Masz, masz lizaka. – Wetknęła jej w usta łakoć, który powzięła z koszyka nieopodal. Natalia bezwiednie wessała wargami słodycz, rozpoczęło się cyklicznie cmokanie.
Kamila głaskała po włosach nieruchomą obecnie dwudziestokilkuletnią siostrę. Natalia cmokała, ale gdy otworzyła usta, lizak wypadł i roztrzaskał się w drobny mak na podłodze. Tych odprysków żalu, zła i smutków nie pozbierałbyś nawet przez miriady lat.
– Poooooooooouuuuuu. – Klik.

Dawno na wigilię nie spadł śnieg i oto teraz misterne białe płatki na miarę Corn Flakesów kładły się leniwie na glebie i spowijały oblicze ziemi po horyzont. Kamila obróciła się na łóżku, przepełniona radością, i wyjrzała przez okno. Ugięła kolana i machała łydkami, starając się uzyskać w tym wszystkim pewną szympansiość. Według niej szympansy były uosobieniem spokoju, harmonii i szczęścia. Tak bliskie człowiekowi, jednak tak pięknie naturalne, dziewicze i zgodne z sumieniem.
Zbiegła do kuchni. Tata czytał książkę przy stole i jadł owsiankę, mama zaś właśnie ocierała usta Natalii chusteczką, którą musiała karmić mlekiem. Natalia wpadała w coraz większy amok w miarę zbliżania się świąt. Lekarze przepisali jej na ten czas leki, ale niewiele pomagały, terapia również okazała się nieskuteczna. Oczywiście po świętach stan dziewczyny powolutku wracał do normy i już po około trzech tygodniach mogła wracać na zajęcia na uczelni, jednak żyła w wiecznej obawie, że kiedyś utknie w stanie katatonicznym do końca życia. Cóż, raz z górki, raz pod górkę, bywały lepsze wigilie i gorsze, raz udało jej się wrócić do względnego zdrowia już po tygodniu, ale z kolei zeszłej zimy tkwiła w niemocy przez ponad sześć tygodni.
Kamila zauważyła mleko w miseczkach, włącznie ze swoją.
– Miau – wypsnęło się.
– Kamila, nie miaucz, tylko jedz owsiankę, dziecko. Ciebie też mam karmić?
– Nie mam czasu, muszę iść, trochę zaspałam.
– Miałaś wstawać o siódmej, nie pamiętasz, co uzgadniałaś z psycholog? Zaraz, dokąd to niby się wybierasz? Jest jeszcze parę rzeczy do zrobienia na wigilię! W tym roku zjeżdża się rodzina z całej Polski, wszystko ma być tip top.
– Mama puści mnie. Chyba znalazłam sobie nowego partnera na łyżwy.
– Nie ma mowy, pojeździcie sobie po świętach.
– Mamo, proszę!
– Och, znaj moje miękkie serce. Leć już, tylko masz być najpóźniej o drugiej.
– Jasne, cześć!
Wskoczyła jednak do kuchni, wzięła z lodówki gomółkę sera i resztki kalarepy, a z chlebaka nieco zeschniętego pumpernikla. Zaczęła to zżerać w biegu, już na schodkach w dół prowadzących do przedpokoju. Wciągnęła swoje sportowe trapersony podszyte futerkiem i po prostu... wybiegła w ten wigilijny poranek na śnieg! Padła na ulicy Wiśniowej i zaczęła tworzyć orły, aż zdenerwowany kierowca nie zatrąbił.
Żyła sobie w małym miasteczku, ale lodowisko na szczęście funkcjonowało w okolicach widowiskowej hali sportowej. Spotkali się z nosem przed wejściem.
– Jeśli myślisz, że mam ostry nos, to check it out... – Wyjął z torby łyżwę i przejechał palcami po płozie. Ależ się popisywał.
– Nie zrób sobie kuku. Dawaj na taflę, nie mam dużo czasu. Chcę zobaczyć, co umiesz, kochasiu. Przetestuję na tobie parę figur, te łóżkowe mamy za sobą i to z nawiązką, pokaż, na co cię stać na prawdziwej arenie tytanów. Pokaż, jak siła idzie od twych stóp, poprzez łydki, kolana, uda, biodra, przez sutki, aż do skrętnej szyi.
– Rety... ale się napaliłaś! Chyba będzie z nas dobrana para! – Zaśmiał się i wziął pod boki. – W sumie podobają mi się okoliczności, w jakich się poznaliśmy. Kto by pomyślał, że szantaż może być zarzewiem udanego związku.
– Nie bądź taki pewien. Jeszcze nawet nie wiem, jak na tobie leżą sportowe galoty.
Weszli pod namiot, wykupili sobie bilety, przeszli przez bramkę obrotową, siedli na ławce zdjęli buty i założyli łyżwy. Przedtem jednak nosowy chłopak zdjął swoje obcisłe dżiny i wrzucił na nogi sportowe pantalony.
– Serio? – Kamila się załamała. – Design w kwiatki? Mam tańczyć z hipisem od siedmiu boleści?
– To nie jest styl hipisów, nie jesteś na czasie, moja droga. To jest model iście hipsterski. I jak ci to nie pasuje, to możemy naszą znajomość ograniczyć do spłacania haraczu. Nie akceptujesz moich kwiatków, ja nie akceptuję twojej duszy.
Kamila coś tam burknęła, że Dobra, dobra. Przeszli po gumowych matach, Kamila straciła równowagę, lecz nos złapał ją w locie. Wymienili spojrzenia i delikatne uśmiechy.
Rozpoczęli pęd i długo, długo nie przestawali. Nos okazał się dobrym łyżwiarzem, panował nad płozami, idealne wyczucie wewnętrznej i zewnętrznej krawędzi, Kamila jeszcze nie jeździła z tak dobrym partnerem. Przepotężne łydki, mocarne kostki, elastyczne Achillesy jak guma do żucia, ale w pełni pod kontrolą – wybadała to wszystko w praktyce. Obracali się, podskakiwała, a on ją chwytał, szusowali przodem i na zad, trzymając się za ręce, zmieniając pozycję, wzajemnie przyciągając i odpychając. Płozy przyjemnie chrzęściły, tarcie dawało satysfakcję.
Zdyszani oparli się o barierkę.
– Wow, no dobra, oddaję ci co twoje. Szlif! Kto cię trenował?
– Piotr Młokos.
Kamili szczęka opadła.
– Wszyscy na lodowisku mówili – kontynuował – że uczeń przerósł mistrza. – Wypiął pierś. – Młodziki, juniorzy, seniorzy, wszyscy zazdrościli mi skilla.
– Kurczę... nie przypuszczałam, że... słuchaj! Skoro jesteś taki dobry, chciałabym jeszcze wykonać jeden numer, numer... specjalny! Zgodzisz się?
– Co mam robić?
– Wystarczy, że będziesz stać na środku tafli, ok?
Wzruszył ramionami. To będzie pikuś.
Ustawili się – on na środku, ona zaraz obok.
– Hm... – Kamila przekrzywiła głowę. – Mógłbyś spleść dłonie za plecami? Wiesz, tak dostojnie. Wszystko ma być tip top!
Wzruszył ramionami. To będzie pikuś.
Dłonie spoczęły za lędźwiami. Kamila wybiła się z łyżwy, kręciła przepiękne piruety na jednej nodze! Lód pryskał na wszystkie strony. Tułów pochylony do poziomu, zaś druga noga, prostopadła do podporowej, stanowiła jego przedłużenie. Ciach, ciach, ciach! Płoza cięła powietrze. Nagle Kamila przesunęła się w kierunku partnera i płozą przecięła gardło nieszczęśnika! Krew trysnęła. Nos upadł, bez tchu. Czerwona plama rosła w okolicach skrętnej, wysportowanej szyi i broczyła sobą biel lodu.
– Pan... Pikuś... – wybełkotał chłopak w majakach, dusząc się krwią i plując nią raz, lecz obficie.
Takiej ostrości ostry nos całe swoje życie nie oczekiwał.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Studia - rozkwantowanie uczelni (powszechne i utajnione aspekty studiowania)

Podróże między światami równoległymi (i w czasie) są możliwe

Bajka o podłodze